Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 104.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dróg, zaułki, schody i dachy posiadały tajemniczą siłę przyciągania. Już rozsądnie odchodził do miasta i znowu bezmyślnie wracał. Bał się spotkania z Emieljanowem i bał się zetknięcia ze Szczebieniewem. Cóżby powiedzieli ci dwaj, te dwie złowieszcze potęgi, gdyby go tutaj wytropili oczyma, wałęsającego się popod domem? Skradając się okolicami cienia, pod wyniosłością obmurowań, Fosca przywarował w zaułku, naprzeciwko tarasu, znanego mu tak dobrze. Wlepił oczy w oświetlone okna. Czyhał na jakiś znak życia Ziny, na jej cień w oświetlonych taflach. Nic i nic! Wałęsał się w swoim zaułku tam i z powrotem, gnębiony przez tęsknotę i zazdrość. Okna były wciąż tesame, mleczno-białe, nieruchome i nieme, nieustępliwe i niezwalczone, jak sama tęsknota. Te białe prostokąty znęcały się nad nim, stały się żywemi, a wrogiemi siłami. Nie mógł znieść ich widoku. Oczy pękały mu z oczekiwania, a wytrzeszczały się nadaremnie. Pchnięty przez siłę poduszczającą, minął kociemi kroki wąską uliczkę, przybył do pierwszych stopni schodów i począł wstępować na wyżynę. Pragnął jedynie zniweczyć nieznośną martwotę okien, spojrzeć poprzez przeklęte szyby. W miarę posuwania się ku górze, doświadczał jakby czyjejś pomocy. Coś go podrywało ku szczytowi schodów. Nie wiedział zgoła, kiedy znalazł się na tarasie. Sunąc plecami po żelaznej balustradzie, dotarł do punktu naprzeciwko drzwi saloniku z fortepianem. Nie było tam nikogo. Nikogo!
Spełnił już, czego pragnął, widzi oto — fortepian, kanapy, stołki, słaby zarys obrazu na ścianie. Wszystko, jak w sennem przywidzeniu. Tu jest miejsce, gdzie była ta kobieta, gdy razem grali. Wpatrzywszy się w to miejsce