Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 102.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Trzeba nam było, trzeba było spaść z tego krzyża nad kopułą, potoczyć się po niej aż na samą krawędź, zlecieć stamtąd na kamienie ulicy, roztrzaskać głowy, połamać kości!
— Roztrzaskać tę oto głowę... — mówiła, dotykając palcami czoła Ernesta, gładząc końcami palców jego włosy.
— Tak się tylko mogła skończyć w sposób właściwy nasza boska, nasza dostojna, nasza piękna Apassionata.
Łzy ciche zwilżyły jej rzęsy i ciężko spadły na policzki. Ujęła w ręce głowę Ernesta i długo z uporem, z nienasyconem upojeniem wpatrywała się w jego oczy. Czarodziejski uśmiech zakwitł na jej wargach. Ten uśmiech zbliżyła do jego warg. Widział go, a później czuł. Złożyła go w ciągu nieskończonego czasu na jego ustach. Przygarnął ją, przytulił, zabrał poprzez jej miękką szatę. Nie opierała się ani jednym ruchem, gdy tę suknię zwlekał, ściągał i zdzierał z jej ciała i gdy nagą zupełnie niósł na łoże. Ale gdy, zaufawszy jej powolności, szukał łatwej pieszczoty, którą pasya nakazywała wydrzeć z łona rozpustnej mężatki, wstrząsnął się nagle, zdumiał i, jak sparzony, odskoczył, nabrawszy rozkosznego przeświadczenia, że ma pod swem wzburzonem sercem nieskalaną, nietkniętą dziewicę. Ogarnęło go przerażenie, niemal rozpacz. Milczeli oboje, słuchając łoskotu swych serc. Patrzała mu wciąż w oczy i smagała go tymsamym bez przerwy, niewysłowionym uśmiechem. Ten to uśmiech wiódł go poprzez płomienie, od szału do szału. Nie mógł zniszczyć tego uśmiechu oczyma, dumającemi nad zagadką życia Zinaidy Szczebieniew. Począł go przygaszać całowaniem ust, które jednak nie uciszało furyi, lecz się