Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 088.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieła. Rzęsiste, siekące kojarzenia brzmień wzmagały się i potężniały. W pewnej chwili trzeba było przewrócić kartę nut, na którą akompaniatorka bezradnie spoglądała. Ernesto musiał przerwać i, dla przewrócenia karty, nachylił swą twarz niemal do twarzy Zinaidy. Wtedy usłyszał głos cichy, błagalny, oszalały z zachwytu, tchnięty w samą konchę swego ucha:
— Ernesto!
Sądził, że go słuch myli. Rzucił się do skrzypiec. Teraz — jakże nerwowo, jak namiętnie, jak szalenie biegły jej palce poprzez klawiaturę! Ernesto słyszał nie kołatanie w struny, lecz głos samej muzyki. Pewne uderzenie, pewien żywy głos zdawał się wymawiać, jak przed chwilą, jego imię, wzywać go, wołać. Ten dźwięk, ta mowa spiskowa muzyki zdawała się rozsuwać wewnątrz jego duszy jak gdyby błonę tajemną, oddzielać połowę od połowy i docierać do ostatniej głębi. Usłyszał muzykę. Pieśń żywa ocknęła się w nim i, jak anioł, wzniosła się z dna duszy. — Zagrał.
W pewnej chwili rzucił okiem dokoła. Trzej mężczyźni siedzieli na wygodnej sofie. Najdalej kurczył się w kącie Emieljanow. Głucha i głęboka rozpacz wyryta była na jego twarzy.
Pieśń odleciała: Ernesto zadał sobie pytanie:
— Co ja tu robię? Po co tu jestem?
Czuł tu coś niedobrego. Nie podobał mu się własny triumf i ta moc, którą roztaczał nad uroczą cudzoziemką. Spojrzał na nią z góry tem władczem, nieokiełznanem spojrzeniem, jakie rzuca grający artysta. I oto — jak się dosłuchał muzyki, taksamo dopatrzył się piękności w tej kobiecie. Od poruszeń i pochyleń się w czasie gry, uchy-