Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 085.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O, tak! Piękny! Piękny! Piękny, jak pan!
— Alboż ja jestem piękny?
— Niby to pan nie wie! Pan jest cudowny, przecudowny, najpiękniejszy, najzgrabniejszy, najwytworniejszy z ludzi na kuli ziemskiej!
— Szczególniej w tem ubraniu...
— Nie suknia człowieka zdobi, tylko człowiek suknię.
— Tej sukni nie jestem w stanie żadną miarą ozdobić chociaż jestem w łaskawych oczach pani tak piękny.
— W moich łaskawych oczach... — mówiła zwolna, patrząc mu w oczy, zaglądając w źrenice, ogarniając jego wzrok swemi fijołkowemi tęczówkami i tonąc nawzajem w jego wzroku, jak niebo tonie w wodach ziemi.
Dwaj panowie weszli do salonu, wciąż z żywością rozmawiając. Członek poselstwa carskiego z pomiędzy swych białych rzęs miotał w Ernesta Foscę istne granaty wybuchowe spojrzeń. Każde poruszenie jego, każdy gest, brzmienie głosu znamionowało zazdrość bez miary i granic. Na szczęście wszedł do salonu nowy gość, czarny, niski, perkaty, przysadzisty Włoch, o twarzy czerstwej i zdrowej, jak dojrzewający pomidor. Posunięciami ruchliwemi, a pełnemi elegancyi, ten nowy gość witał panią Zinaidę, jej męża i zazdrosnego Emieljanowa. Na widok Ernesta wparł w muzyka swe świecące, okrągłe oczy. Gdy Michel przedstawił mu «signora Foscę», przybysz uśmiechnął się cierpko i rzucił pytający rzeczownik:
— Skrzypek?
Otrzymawszy potwierdzającą odpowiedź, już się owym «skrzypkiem» nie zajmował, nie widział jego obec-