Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 057.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiestrze filharmonii. Jego nadzwyczajna piękność przyciągała zawsze w czasie koncertów spojrzenia pań i panien z lóż, sąsiadujących z estradą. Tym razem — trzeba nieszczęścia! — w loży, sąsiadującej z estradą, siedziała młoda osoba wielkiej urody, najwidoczniej cudzoziemka, i — trzeba nieszczęścia! — blondyna. Dama — trzeba nieszczęścia! — wyszperała Ernesta, skoro tylko koncert się zaczął, i od tej chwili wyróżniała go z tłumu wszystkich innych muzyków swemi własnemi lazurowemi oczyma i przy użyciu szkieł lornetki, z taką natarczywością, że istotnie przeszkadzała mu w interpretacyi tekstu symfonii. Fosca nie był w sprawach estradowych laikiem, nie pozwalał sobie na takie zbytki, ażeby pierwsze z brzegu oczy z pierwszej z brzegu loży wytrącały go z równowagi i z partyi. Ale to ciągłe nagabywanie nie tylko spojrzeniem, szkłami, lecz i uśmiechem, już to jakby niespodziewanie zachwyconym, już jakby bolesnym, zaczęło go koniec końców niepokoić. Trzymał się w ryzach i grał jeszcze pewniej, niż zwykle. Grał na «strunach duszy» tej tam blondyny. Nadymał się, marszczył, potrząsał czarną, lśniącą grzywą, przechylał głowę i demonicznie przyciskał szczękę do deski skrzypiec, słowem wyczyniał z siebie wielkiego artystę. Na widok tych bestyalskich gestów oczy cudzoziemki omdlewały coraz bezradniej. Ernesto począł interesować się, poprostu przez wrodzoną mu badawczość intelektu, znamiennemi objawami tych omdleń. Przyprawiał nawet swe własne jastrzębie oczy o mniemane zachwyty. Ostatecznie — człowiek jest człowiekiem. I kiedyś przecie w życiu ma się dwadzieścia sześć lat! Przepłynęła właśnie wspaniała pierwsza część w patetycznej symfonii Czajkowskiego. Rozległ się spazmatyczny