Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 026.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w swem łonie złomy lodu, groty ostrokończyste, kule spłaszczone i obłe bryły, najeżone szyszkami. Po każdej błyskawicy sypnie nawałnica kamieni lodowych, furczących, jak pociski, miotane z procy. Legną wnet poprzetrącane badyle. Padną na ziemię młodociane kłosy. Starga je na pustą kłoć, zmaści uderzenie nieszczędne, wdepce w rozmiękły ił, rozgniecie i pokruszy. Nieopisanie piękny szyk, porządek i wykwit zboża, zwierciadło rozumu człowieka, w mierzwę potarganą przemieniony zostanie. Ślad kolistych biegów, tańca wpółkrąg, pijanego szaleństwa bestyi niebieskiej odrysuje się w swej ohydzie na ogromie miazgi zbożowej. Postrzały gradu zniweczą nie tylko żyta, lecz przeszukają i przetrzebią gaje, ażeby trafić na zatajone w gęstwinie gniazdo słowicze. Zdruzgocą dzieło miłości, które teraz strwożona matka osłania skrzydłami, a tkliwy ojciec osypuje ostatniemi płatkami przekwitających kwiatów, ostatnim przyśpiewem kończącej się pieśni.
Słyszysz, jak wre nad nimi, kręcony wirem w gromadzie chmur, ogrom okruchów gradu?
— Dlaczego? Dlaczego? — szepcą strwożone twe usta, przyjaciółeczko moja. Oczy twe szukają w moich oczach nie tylko odpowiedzi, lecz poratunku.
A cóż ja?
Patrzę bezsilnemi oczyma z naszego pagórka na bieg potęg niebieskich. Cóż mogę poradzić kłoszącej się niwie?
To właśnie ty, która już dziesięć lat żywota swego liczysz i tak tem chętnie imponujesz światu, co cię za niedorosłe dziecko jeszcze chce uważać, — może w tem wszystkiem prędzej poradzisz, niż ja. Módl się!