Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 020.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żarłocznych nieprzyjaciół, lekceważy napaść. Usadowiwszy się dosyć wysoko, podrwiwa sobie z zapałów Puka, z jego drapania ziemi pazurami i skoków w niebo, — pogardliwie kiwa ogonkiem na rozwartą czeluść jego paszczy, a nawet — wstyd wyznać! — upuszcza na tak srodze uzębioną paszczękę materyalny dowód swej ptasiej wyniosłości.
Skompromitowany wojownik odchodzi z tego miejsca swej hańby, wydając jeszcze jedno szczeknięcie, w którem najwyraźniej słychać dźwięk — psiakrew! — zarazem groźny i bezradny dowód niezadowolenia z porażki, — zapewno od Sarmatów zasłyszany i przyswojony psiej mowie. Układa się na chwilę przy nogach swych «panów» i zniechęconą źrenicą mierzy wysokość i faunę wielkich topoli.
Jakże niezakłócona cisza panuje w tem odludziu! Człowiek sadził niegdyś te drzewa, lecz ich poniechał. Zapomniał o nich, zapomniał o prawie ostrza swej siekiery, żądnej drzazg i pniaka. To też wielkie topole stały się obrazem i wyrazem życia, rozrostu, swobody, spokoju, spoczynku, dobra. Nie przynosi tu człowiek swojego swaru, swych przekleństw, krzyków, jęków, śmiechów i śpiewek. Milczenie, — zwierciadło Boga, — panuje wszechwładnie w tej świątyni, bardziej strzelistej i wzniosłej, niż wszystkie gotyckie tumy.
Otóż nie!
I tu przywlókł się człowiek.
Szary, wyprany z kolorów przez słoty, trud i biedę. Rude portki, wpuszczone w wyświechtane cholewy butów, rdzawy kubrak na grzbiecie, wytarty kaszkiet na płowych włosach. Wąsięta, oblepiające usta, jak kłak pa-