Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potwornie — jest on jak głupstwo, które ktoś powiedział, które po nim zostało niezatarte, nie do naprawienia...
Kilka osób, które tu jeszcze pozostały, rozsypane na wielkiej przestrzeni od Kościelisk do Bystrego, prowadzą życie dziwaczne; chodzą do siebie na herbaty przez lasy dzikie i zaśnieżone wertepy, w nocy włóczą się z pochodniami, i powoli tak zwykają się z tem otoczeniem, z tą pustką, nabierają takiego zaufania do pustego pola i ciemnego lasu szalejącego halną burzą, że potem, dostawszy się do miasta, doznają przykrości idąc ulicą oświeconą gazem, wiedząc, że za ścianami domów, za ciemnemi oknami wszędzie pełno ludzi.
Znowu wybucha pogoda, jeszcze jaśniejsza, jeszcze czystsza, kryształowa jakaś, bajeczna.
Wychodzimy z Sabałą w dziką kotlinę ponad czarnemi lasami, ukrytą za ścianami wiszących nad nią turni. Zimno, w cieniach przez dzień cały leży ciężka rosa.
Sabała czegoś smutny, trapi go niepokój, czy aby nie przychodzi już niedołęstwo starcze, którego się boi. Więc się mocuje, próbuje sił swoich, całe tygodnie spędza w pustych, zimnych halach, wraca blady, znędzniały, i ciągle nieprzekonany.
Nawalił okropną watrę, na którą zrąbał i zniósł wielkie krzaki kosodrzewiny. Bucha potężny płomień, i ogromny słup dymu, jak z krateru wulkana, wznosi się ponad czarne turnię.
Sabała grzeje się przy tym ogniu z twarzą okopconą, wyciąga zgrabiałe ręce nad płomieniem i patrzy w ognisko swemi napół zamglonemi oczyma — potem bierze gęśle, gra i śpiewa.

Młodość moja młodość!
Przysłaś mi na marność,
Radość moja ginie,
Jak liść na wierzbinie.

Nie możemy go rozruszać; ani wódka, ani herbata omaszczona koniakiem nie chwyta się dziś jego mózgu.
Nagle, ponad kotliną widzimy ważącego się na potężnych skrzydłach orła. Sabała goni za nim zaćmionemi oczyma i ożywia się.
— E, to, je honorny ptak! to je wirchowy ptak! I to ma takie wiedzenie, — zpod Krzywania zacuł, co my już tu — ale to je takie wiedzenie, — bo jakizby ten nos miał, coby nas zacuł z tela? hej! A jako dąb trzysta roków rośnie, tak oreł a i kruk trzysta roków żyje! E! to je honorny