Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszedł na turnią, i który, jak się potem pokazało, jest jednym z najodważniejszych taterników. Szliśmy drogą ku Roztoce, przez monotonny las świerkowy, zaległy mgłą, która skroplała się na smerekach i spadała z cichym szelestem na ziemię.
W Roztoce, na odpoczynek, przechodzimy za Białą Wodę — na Węgry. Słońce rozdarło mgliste opary, świat okryty rosą, stał cały w blaskach, i śmiał się świeżością poranka. Wielka polana, równa, zielona rozściela się szerokiem zboczem ku północy, poza nią widać odosobnioną piramidę skalistą porosłą lasem. Na południe, pod blaskiem słońca, ponad świerkowe lasy i bliższe szczyty majaczeje w dali szczyt Garłucha.
Silna, rzeźwa, wesoła woda z szumem toczy się i przewala po okrągłych, wygładzonych kamieniach.
Zapalono mały ogieniek, tyle, by uwarzyć herbatę. Leżymy na równem, miękkiem posłaniu traw pysznych, na które zeszliśmy z niezatartemi żadnem wrażeniem wspomnieniami dzikiej, martwej, zimnej pustyni skalnej poza Mnichem. Tu wszystko jest bogactwem, przepychem, słońcem i życiem.
Przychodzi juhaska z mlekiem. Młoda, niewysoka dziewczyna, tak nadzwyczajnie zgrabna i tyle mająca wdzięku, że z zupełnem osłupieniem patrzy się na jej bose, zabłocone nogi, — nogi małe, zgrabne i silne, wyglądające z pod krótkiej spódnicy. Szerokie rękawy od koszuli, zsunięte powyżej łokcia, odkrywają ręce, które z takim wdziękiem trzymają podaną sobie szklankę herbaty, jakgdyby nigdy nie doiły krów, kóz i owiec, jakgdyby nigdy nie przerzucały gnoju czworozębnemi widłami. Czarny gorset opina giętki i silny tors dziewczyny, a z pod czerwonej chustki patrzą jasne oczy w oprawie rzęs czarnych i brwi trochę ściągniętych, co jej nadaje wyraz surowy i poważny.
— Zkądżeście?
— Z Jurgowa.
— Czy wy Polka?
— O haj!
To: haj! — tak! — powiedziane jest takim śpiewnym, tęsknym, dziwnym tonem, jakgdyby było echem — którego nigdy nie można zapomnieć.
— My Węgrzy, ale my Polaki.
— Po polsku się modlicie?
— O haj!