Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 219.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żnych warunkach bytu, iż cała ta ziemia zdaje się gadać lub być otwartą kartką książki napisanej jasną, zrozumiałą mową.

smerek halny.
Idąc w górę, z dna dolin obrzeżonych zwartemi lasami zwykłych rozłożystych smereków, pomieszanych z szerokiemi koronami śmiało wyciągających ramiona buków i jaworów, — przez wyższe piętra, gdzie w zacisznych kotlinach drzemią kopulaste limby, a jeszcze wyżej, gdzie ponad zdruzgotanemi i skarłowaciałemi smerekami, rozciągają się wielkie lasy kosodrzewiny, podobnej do potężnych koron sosen, których pnie nie śmią wyjrzeć zpod ziemi, — aż tam, gdzie na potrzaskanych wirchach granitowych, czarny porost, tak mało różniący się od ziaren granitu, ledwo odstaje chropowatą plamą od powierzchni skały, — przychodzi się do jakiegoś zbratania, jakiejś sympatyi psychicznej z roślinami. Przestają one być rzeczami, które, jeżeli się nie jest botanikiem i nie chce się wogóle robić z rośliny użytku, obserwuje się dla ich piękna, dla barwy lub kształtu bawiącego lub zadziwiającego oko, dla nęcącego wreszcie zapachu. Tu, rośliny zdają się być bardzo bliskiemi człowieka istotami; tu czuje się, że one żyją, tu widzi się, jak walczą, przystosowują się do warunków zewnętrznych lub cierpią i giną; — są nędzarzami, jak świerk u górnej granicy swego zasiągu, lub magnatami, jak te pyszne pnie, jak ta cała wspaniała roślinność, nieniszczona przez człowieka, broniona od sił wrogich przez ściany wirchów, — wśród której szliśmy doliną Hlińską.
Słońce wznosiło się szybko w górę, ściągając znad lasu zasłonę cienia, który się usuwał przed nami ku wschodniemu krańcowi Hrubego Wirchu. Las rzedniał, malał, kosodrzewina na lewo szła zboczem w górę, wyżej siedziały limby; — na prawo dolina zapadała pod podwaliny wirchów, do-