Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skach, uganiać się za dzikim capem, lub „grzebść“ świstaki, w których sadle widzieli daleko więcej mocy tajemniczej, niż w mszach i koronkach.
Ale ksiądz Stolarczyk miał wiele przymiotów, któremi mógł swemu ludowi zaimponować. Przedewszystkiem dla tych ludzi, którzy jako bohaterowie Homera mają cześć nadzwyczajną dla siły, dobrej budowy ciała, nóg lekkich i odwagi, ksiądz potężnego wzrostu, odważny, chodzący po górach narówni z najtęższymi koziarzami, miał z pozoru, z pierwszego poznania już pewien urok. W dodatku odznaczał się wielką inteligencyą, zręcznością życiową, łatwością w poznaniu i wyzyskiwaniu na rzecz swoich celów właściwości góralskiego charakteru. Kiedy nie było innego sposobu zapędzenia krnąbrnej owczarni do kościoła, proboszcz brał ich na lep ich własnej chciwości, dając małe pożyczki pieniężne lub podarunki za przyjście do spowiedzi, wysłuchanie mszy i kazania. Te kazania stanowiły i stanowią największą siłę przyciągającą i przekonywającą, jaką proboszcz się posługiwał w swojej pracy. Jego nadzwyczajna wymowa, tak jędrna, obrazowa, ścisła i dobitna, jak zresztą wogóle mowa górali, oddziaływała silnie na lud. Pierwsze oczywiście nawróciły się kobiety; za niemi poszli gazdowie i dzicz juhaska i bacowska. Nie wszyscy jednak — dziś jeszcze są tacy, którzy w kościele nie bywają, którzy szydzą ze swoich bab, wracających z kościoła, pytając: ile papierków dostały od proboszcza? Inni zachowując niektóre szczegóły obrządku, nie przestają wyrażać się o tem ze sceptycyzmem często bardzo krańcowym.
Ambona, przy sposobie mówienia ks. Stolarczyka, stała się dźwignią opinii, wywoływała uświadomianie się, wyodrębnianie się pierwiastków lepszych. Publikując po imieniu tych, którzy postępowali wbrew etyce, przykrojonej nawet do miary niewielkich wymagań, ksiądz wydobywał na wierzch lepsze jednostki, głaszcząc z jednej strony drażliwą miłość własną górali, z drugiej okrywając hańbą tych, którzy ciągle woleli świstacze sadło i wyzieranie z poza buczka.
Naturalnie, wszystko to się robiło bez gorączki, z uwzględnieniem możliwości i z wielką tolerancyą w stosunkach życiowych.
Trudno już dziś wystawić sobie jako coś istniejącego w rzeczywistości, to Zakopane, jakiem było przed laty pięćdziesięciu; dziś wydaje się to legendą, bajką. Musi być jednak w tem prawda, skoro nikt inaczej o tych czasach nie mówi.
Jednym z tych bajecznych dziś epizodów, bardzo jednak naturalnym