Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siednom na grzybiecie tej matki, ucepiom się pazdurami za kudły, dopiro niedźwiedzica jedzie ś nimi, jak wóz do lasa.
No, juźci Karpiel ze stućca strzelił i trafił prosto na pluca, to się przewyrtła — lezy. A, to chłopcysko dopadło za nogę małego, jak to zmercało, niedźwiedzica porwie się ku Matusowi ku Karpielowi, staneła tak, jako cłowiek, a ten ciupage miał męznom, juźci zaciął, ale trafił toporzyskiem, złamało sie i poleciało! Ta niedźwiedzica stanęła i łape jednom tu, drugom na ramie połozyła i przewyrtła go, toz to przystąpiła, a tak nad nim ozmyślowała i zemgliło jom, i zesła ś niego grzecnie, nic mu nie zrobiła, — zaś był tamok dwoisty smerek, to się weń zabiła — i zdekła, hej!
W tem właśnie nieszczęście, że nikt w Tatrach jego zdrowia nie szanuje.
Ledwo niedźwiedź odrośnie od ziemi, już nań czyhają wszyscy, ile ich jest w górach, tacy co umieją flintę podnieść do zębów, tak z naszej, jako i z Liptowskiej strony, tak z Orawy, jako i ze Spiża. I jeszcze potem wymyślają, że jest „plugac,“ „nieobitelny dźwierz,“ że nie gnieździ i nie siedzi na miejscu, że się „z nim trudno zwidzieć!“
Sam Sabała, w walkach staczanych głowa w głowę, zabił trzynaście! A ileż z potarganemi kudłami, z lotkami w ciele, albo kulką, która trafiła za nisko, nie „na kumorę ku sercu, ino na bandzioch popod tę przegrodę, co jest przegroda w kazdem zwierzęciu,“ — ile takich poszło „z bekiem,“ konało w długich męczarniach głodu i bólu, i zginęło bez wieści!
— I tak było: Poleciałek do hal, idem i były takie wielgie kosodrzewiny, widzem idzie ś nik niedźwiedź, a taki popod łopatki biały i głowę miał białom, ale takom zółtawom. Myślałek, co ku mnie pójdzie, a on poseł dołem i bez taki źlebek, zaś potem wyseł na takom gronke i stał na syćkik łapak i pozierał ku dolinie. Nie mógłek go trafić na kumorę, bo smerecek zasłaniał i wiatr tom gałązkom rusał, toz to strzeliłek ponizej na bandzioch. A on kląkł na syćkie śtyry łapy jako stał — odesła go włada — i spadł z gronki. Ja tu pilno kciałek nabić i strzelić, ale jakek ku niemu pełznął, zdjąłek tórbkę, bo zbercała, juźci biegam, tu stukam, nie mogę najść!
No i dobrze niebardzo: niedźwiedź wstał i poseł. Toz to ślakował go ku wodzie i on seł temi wodami, opił sie jej, ślak nasełek łapy na mule. Jużci idem za nim, toz to w jednem miejscu dwa kęsy krwie zaskrzepłej lezały na mchu. No i co się nie zrobiło, ja poseł za nim dołu, a on zaś w takie wiersyki zaseł i tam zdek! Cały tydzień go sukałek. Do dnia na smerecku siedział, a pozierał ka tez hawrani na te marsine ś niego pole-