Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 102.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tle brudnego, czarnego wnętrza wyglądała jak jasny krąg księżyca; włożył ją w płachtę, trzymaną przez gońca i zawiesił, żeby ociekła. Z rąk obrosłych, zsunął dłonią żentycę trzymającą się na nich do łokcia, otrząsnął palce do puciery, a wziąwszy czerpak, napełnił go i ofiarował gościom świeży napój, w którym kąpały się jego twarde, okryte mozołami i obrosłe ręce.

dojenie.
Wszystko jedno — kto chce pije, nie to nie.
Skoro ser ociekł, ukrajał też płat białej z żółtawym odblaskiem masy i podał na warzęsze ogromnej, jak na półmisku. Częstowaliśmy się wzajemnie, czem kto miał.
Goście są dobrze widziani i mile witani na szałasach. Nie mówiąc już o tem, że górale są wogóle towarzyscy i radzi ugwarzą z każdym człowiekiem, ale panowie zostawią zwykle trochę dudków za serki, za żentycę, częstują swemi zapasami i przynoszą cygara, które dla górala są „szpecyałem“. Ma ona wprawdzie swoją blaszaną fajeczkę, którą nabija habryką, zmieszaną ze ślinami, i zapiekłszy w ogniu, przez dzień cały nie wypuszcza z zębów — jednak mile mu pachnie błękitny dymek papierosa lub Virginii.