Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potu; z pod opadłych skrzydeł grubych kapeluszy dziko błyszczały białka oczu. Kilka kóz włochatych poprzedzało stado, wskakując na każdy wystający kamień i skubiąc wyzierające ze szpar źdźbła trawy.
Na szałasisku, wielkie liście końskiego szczawiu połyskiwały i przeświecały się jaskrawo w słońcu. Powietrze napełniały ostre wyziewy owczego nawozu, trawa dokoła szałasu spasiona, stratowana i zarzucona kamieniami; koń biały pasł się opodal, głośno zrywając garście trawy.

baca.
Wewnątrz, siedział samotny baca i kurzył fajkę. W watrze leżały całe wykroty, napół zwęglone, na wielkiem popielisku; małe smugi siwego dymu wypływały z pomiędzy szpar kłód popękanych.
W ciemnej głębi, na półkach i na zbitej czarnej ziemi stały gielety, puciery, rajtoki, putnie, dzieżeczki i okopcone kotły. Na żerdziach wisiały szmaty i onucze, na kołkach obońki i wykwintne, jaworowe czerpaki; potworna warzęcha, wielka jak łyżka czarownic Słowackiego; czworo-zębne widły i pasiata owczarska torba — to bodaj i wszystko co się znajduje w szałasie.
Torba ta jest ważnym i otoczonym legendą sprzętem pasterskiego dobytku. Z nią to, przed wiekami, przybył przodek całego prawie ludu zamieszkującego Zakopiańską dolinę od Kościelisk do Poronina i dalej aż na stoki wzgórz północnych. Wtedy nie było tu nikogo, tylko lasy czarne i grzęzkie młaki zalegały kraj pusty, po zacienionych potokach pluskało się ryb mnóstwo i wszelka wodna zwierzyna.
Nie było ani polan, ani wsi, nic tylko las, że ledwie do nieba co można było poźreć. Jednak „był cheba jaki płony narodek“, gdyż, kiedy przybysze obdarli się w podróży i uszyli sobie z torb pasiatych cuhy, nazwano ich Gąsienicami. Jest to najpotężniejszy ród i sławę swego legendowego, starożytnego pochodzenia dzieli jedynie z Walczakami. Wszystko, co nie jest Gąsienicą lub Walczakiem, to ludzie „ze świata“ — nie pili.