Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zabraliśmy się do powrotu. Przed nami las zstępował w dół i rozchodził się coraz szerzej, jak gdyby jakaś fala czarna odparta od ścian granitowych, płynęła z wysokości, na której staliśmy. Na prawo świeciły w słońcu, gdzieś na dole, równe ściany skał, te same, które idąc widzieliśmy nad sobą.
Dalej świat się rozlewał w wielkie równie ozłocone słońcem, i niknął w fioletowym oparze na jasnej północnej stronie nieba wklęsłego, jak wnętrze olbrzymiej, szklanej bani.
Uwiodła nas jakaś błędna ścieżyna: poszliśmy za nią, zstępując wśród zawiłych przejść, zaułków i uliczek między odłamami skały. Gdzieś zza krzaków kosodrzewiny wyjrzał łeb krowi, z nastawionemi uszami i czarnem płochliwem okiem. Pod konarami limby czerwieniła się płachta juhaski, i zwisały nad brzeżkiem bose jej nogi. Nagle, z gąszczu wyszedł koń biały, popatrzył chwilę uważnie i zaczął ostrożnie zstępować z urwiska, — niebezpieczny towarzysz, gdyż idąc za nami, staczał zpod kopyt wielkie kamienie, i nie było sposobu, ani odczepić się od niego, ani zmusić, żeby szedł na przodzie. Kiedyśmy tak we trzech szli lasem, gdzieś z ciemnego kąta wyjrzała twarz surowa, młoda, w zsuniętym z czoła kapeluszu, i rozległo się pytanie:
— A cyj to koń?
— Alboż my wiemy!
W tej pustyni, wszędzie kryło się życie ludzkie, zabłąkane w chaosie dzikiej natury; drobne, jak życie mrówek, zatracone tu i istniejące pod groźbą i władzą sił potężnych i wrogich.
Ściemniło się zupełnie, — na polanie przez szpary szałasu błyszczało czerwone światło. Zajrzeliśmy: dwie małe dziewczynki siedziały przy ognisku i piekły grule, t. j. ziemniaki. Z ciemnego kąta patrzały krowy, poruszając sennie szczękami. Drzwi były zatarasowane zewnątrz — dokoła noc i cisza.


∗                              ∗

Wnętrze Tatr jest puste i bezludne. Tylko przez dwa lub trzy miesiące w roku pasą się tam stada owiec, krów i wołów strzeżonych przez pasterzy, którzy koczują w halach.
Zamknięci za skalnemi progami; przez większą część lata ukryci w chmurach, prani deszczem, śniegiem, osypywani gradem, ogłuszani piorunami, zupełnie na woli surowej natury; ledwo osłonieni dziurawym da-