Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

malowane stoją u rozrzuconego barłogu łóżka, — stół z wielkiej kłody jaworu, wyciosany toporem, w owych czasach, kiedy w Zakopanem nie było ani jednego tracza, lśni wyświechtanym blatem. Wszędzie pełno stągwi, ceberków i wszelakich gratów. Przy piecu, na ścianie wisi strzelba, stary pistolet i szabla. W małych oknach żelazne kraty z ostremi hakami.
Na tle białego pieca widać twarz, której jedyne oko patrzy bystro i podejrzliwie. Usta z wyszczerbionemi zębami, albo zwisają bezwładne, albo zaciskają się kurczowo, przyczem broda wznosi się ku nosowi; brudną, szarą tę twarz okalają kosmyki potarganych włosów; szeroka, wolowata szyja nabrzmiewa grubemi żyłami.
Małe to, koszlawe, obdarte, brudne i nędzne.
Jest to pan wielkich majątków, samotny bogacz, skąpiec, który żyje jak nędzarz i mówi z zadowoleniem:
— A ja mam ta dobre życie, — a Jasiński ma płone!
I rzeczywiście, Jasiński, jego sąsiad, ma życie płone — lecz nie ze skąpstwa. Jego chałupa, jego sprzęty, jego piec, jego pólko, on sam, — jest to kupa śmieci, resztek, odpadków i skrawków. Jego zapasy składają się z gwoździa od podkowy, kawałka starego kierpca i strzępka cudzej onuczy.
Tyfus siedzi u barłogów tych obrzękłych nędzarzy.
Jest to nędza, na rzecz której nikt nie będzie tańczył, ani śpiewał, — nędza na pustyni, która w nikim nie budzi litości, nędza tak głęboka, że z niej poprostu niema wyjścia żadnego; od której uciekają sąsiedzi, bo lękają się tryfusu, strzegącego drzwi zgniłych i potrzaskanych.
Wychodząc z tej chałupy, która robi wrażenie wielkiej trumny z żywymi, lecz strupiałymi ludźmi, — jest się oszołomionym blaskiem, świeżością, bogactwem barwnem i świetlanem jej otoczenia. Powietrze na dworze zdaje się być nasiąkłe jakiemiś egzotycznemi zapachami.
Tamten skąpiec, który z zasady żyje, jak dziad, szarpany ciągłym strachem przed złodziejami i złem, które stara się odżegnać, — i ten drugi nędzarz, naprawdę ginący z nędzy — to życie ludzkie, z całem swojem nieszczęściem, brudem, smrodem, trudem... przeciwstawia się tu w sposób potworny naturze — wygląda ono, jak parszywy, kołtunowaty, poraniony, brudny kundys, tarzający się po złotogłowiu i perskich kobiercach.