Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodnika; albo całych wielkich towarzystw, podjeżdżających wozami do skalnych bram górskich, w których zaczyna się właściwa wycieczka piesza. Gdzieindziej znowu, na białym, koniu powiewa czerwona halka jakiejś pani, która z przewodnikiem, we dwoje, jedzie ku Morskiemu Oku.

W ulicy tłok; — około sklepów, około restauracyi, przewodnicy, gazdowie, furmani, goście włóczą się i potrącają. Około wozów stada góralek w czerwonych płachtach, zbite w kupę gwarzą. Nagle robi się między niemi ruch, porywają się i przypadają do ręki jakiejś barczystej, wysokiej postaci w granatowej czamarze i słomkowym kapeluszu, idącej poważnie środkiem ulicy, z głową wyższą nad wszystkie, jakie się widzi. Po trzy, po cztery kobiety, czepiają się każdej jego pięści, kapelusze gazdów uchylają się pokornie — to ksiądz Stolarczyk.

Tam, kilkunastu zgrabnych, białych chłopaków, wątłych i przybladłych, przechodzi kładkę potoku i szykuje się we drzwiach gospody ludowej: to uczniowie szkoły rzeźbiarskiej.
Na gankach chałup, tłoczą się tak zwane „wsiówki“, kobiety z dalszych wsi, przynoszące w płachcie, zawieszonej na plecach, kury, jaja, masło, grzyby i jagody.
Godzinami całemi słychać ich gdakanie przy zachwalaniu towaru:
— Bierciez! bierciez! biereiez! to masło, bierciez! O! raty ludzie na świecie! a dy to piknę, godne masło, bierciez! bierciez! bierciez!
Jeżeli się targ uda, jeżeli się poczęstuje i pogada, to na odchodnem mówi: — Kiedyście tacy nie durni, nie wspaniali, to przyjdem... przyjdem...