Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szerokie kopce świecą jałowemi płatami żwirów, doliny zielenieją łąkami, wsie i pojedyńcze chaty ciągną się jak szeregi ciemnych grzybów, otoczone szachownicą pól, wrzynających się w czarno-błękitne plamy lasów.
Chwilami zdaje się, że oglądamy plan rysowany przez geometrę i rozłożony na olbrzymim stole.
Kosmyki mgieł białych wstają jak widma z pośród czarnych świerków, przesuwają się cicho i wolno, to znów porywane jakiemiś prądami powietrza, wiją się, ulatują i rozpływają bez śladu.
Widok tego powstawania chmur, niebo zamglone, lub świecące bladem, jak przez muślinowe firanki przesianem słońcem, a nadewszystko ten deszcz na Babiej — zaczynają nas niepokoić.
— A będzie tam pogoda?
— O! bedzie, jak Pan Bóg da, bedzie! — odpowiada furman, i dalej prowadzi rozmowę z końmi:
— Wiśt! Wiśt! lub: Hejt! Hejt!
— Czy do Obidowej daleko?
— Nie prec! Nie prec!
Lecz to „nie prec“, ciągnie się długo. Szczyt góry, zkąd mamy ujrzeć całe pasmo Tatr, ucieka coraz wyżej i dalej, za każdym zakosem zastawiając drogę nowem wzgórzem, które wydaje się ostatniem, a jest tylko jednem więcej.
Podróżni wysiadają z wozów i oglądają górala, jak Chińczycy Europejczyka, — on zaś, jak człowiek dobrze wychowany, traktuje siebie lekko i drwi.
— To brzyćka ta góralska moda! — mówi, uderzając po zatłuszczonym serdaku.
Konie potrząsając ogromnemi kółkami mosiężnemi, wiszącemi u ćwierćłokciowej szerokości rzemieni, idą same, strzygąc uszami i nasłuchując, kiedy rozlegnie się: Wiśt! czy Hejt!
Mijamy stary kościołek, samotny, krzywy, ocieniony wielkiemi lipami; góral pokazuje kawałek otłuczonej figury wmurowanej w ogrodzenie, i mówi, że to skamieniały zbójnik.
Znów się dowiadujemy, że Obidowa — „Nie prec!“ — i jedziemy dalej.
Wiatr chłodny przeciąga od północy, przed nami odkrywa się nowy widnokrąg, który dotąd zasłaniały wznoszące się piętrami wzgórza; powietrze i przestrzeń rozszerza się na wszystkie strony — jesteśmy na Obidowej!