Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozciągnęła się krzyżem na ziemi.
Raz jeszcze poderwała ją ta sama szatańska siła i wyginała przemocą w tył, ale i tym razem się jej oparła.
Leżała w śmiertelnem oczekiwaniu, czy się to powtórzy — ale nie. Zwolna się uspokajała, dźwignęła się na kolana, podczołgała do fotelu, ale nie miała sił, by podnieść się i usiąść.
Oparła głowę o siedzenie i patrzyła przed się.
Przed jej oczyma jął padać gęsty śnieg... nie — to nie śnieg, to deszcz drobniuteńkich, dyamentowych kulek... ależ nie — to szalony, wirujący taniec przeraźliwie świecącego pyłu. Świetliste fale rozszalałego pyłu przelewały się przed jej oczyma, biły o jej piersi, szyję, twarz, wlewały się w oczy i uszy, wdzierały się do gardła.
Dusiła się, ale głosu dobyć nie mogła, chciała się dźwignąć, ale nie miała władzy nad swem ciałem.
W tej chwili jęła przytomnieć. Zebrała wszystkie siły, szarpnęła się i dźwignęła na nogi.
Teraz kurczowo chwyciła się oburącz poręczy, wsunęła się głęboko w fotel, przymknęła oczy, bo wiedziała, że, gdy je otworzy, to... to... — To co? — spytała się siebie znienacka — co? co? — Wsłuchiwała się w siebie, ale nie otrzymała odpowiedzi.