Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wpatrzony przed siebie, w dal, wyciągnął rękę i bezwiednie pogłaskał jej głowę.
— Teraz jesteś panią, jam cię panią uczynił: jak to dobrze! A może ty go kochasz, no, to tem lepiej, będziesz szczęśliwa...
Jakby ją ktoś harapem smagnął, zerwała się na równe nogi.
— Nie bluźnij! — krzyknęła, ale opamiętała się w tej chwili, obejrzała się dokoła, jakby się lękała, że ktoś słyszy. — Już go nie kocham — wyrzuciła przez zęby.
Słyszał te słowa, jak poświst dalekiej burzy.
— Nie przeszkadzaj mi teraz — rzekł zmęczony.
Klękła przy nim, objęła jego kolana.
Jedną ręką gładził machinalnie jej włosy, drugą wyjął nieznacznie epruwetkę z kieszeni, wsypał całą zawartość do szklanki wina.
— Wstań.
Było coś w jego głosie, co jej kazało słuchać.
Popatrzyła na niego wpół nieprzytomnie, a nagle szarpnęła go za ramię.
— Nie słyszysz, co mówię? Nie kocham go już.
Odsunął ją cicho od siebie.
— Jeszcze jedno muszę załatwić. Zapomniałem całkiem, że policya może się w całą sprawę wdać...
Siadł przy biurku.