Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz muszę pójść — rzekł po chwili.
— Pójść — pójść?! Pan mnie chcesz teraz zostawić samą? — pytała strwożona.
— Ależ nie, ja panią odprowadzę do domu...
— Ja tam nie pójdę — głos jej się łamał — ja tam już teraz nie wrócę — nie, nie, nie! W tobie jest moc i piękność — ratuj mnie — na klęczkach błagam, nie opuszczaj mnie teraz, kiedy czuję, że będę się mogła dźwignąć z twoją pomocą z mego upadku!
— Jakiego upadku? Co ty nazywasz upadkiem? żeś pokochała łotra, który chciał twą czystą duszę obłocić? On stokroć razy biedniejszy od ciebie. Tyś już zrozumiała, że dusza twa błądziła, a on nędzarz — straszny nędzarz, on taki nędzarz, że miałem nad nim zlitowanie... — uśmiechnął się.
Łucya patrzyła na niego zdziwiona, miała wrażenie, że to wszystko śni, że to jakieś przywidzenie.
— On nędzarz? Ależ to szatan, zły, łotrowski szatan.
— I dlatego go kochasz i kochać będziesz — bo jeszcze większym nędzarzem się stanie.
Zrobił nagle ręką szeroki giest.
— Ale to mnie już nic nie obchodzi. Gdybym mógł patrzeć na życie tak, jak ty patrzysz, toby mi ciebie było żal — ale tak...