Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 116.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W jakiejś minucie zmagań się wewnętrznych i jej wyciągnięte ręce pochwyciły ciężką bryłę półbochna, którą szatan strudzony w tę stronę cisnął zdaleka. Trzymając go oburącz, patrzała na ten chleb płaski, wewnątrz, jak gruba masa podarty.
Czuła głód i z utęsknieniem łaknęła chleba, — smaku już niemal zapomnianego, który zna tylko młodość zdrowa i żarłoczna.
Poprzez tyle lat przypomniał się bardziej, niż żywo, — jak bywa tylko we śnie, — zapach chleba z dziecinnych lat, chleba w rodzinnym domu.
Któż to więc uczynił?
Czy serce nie znające prawa innego, okrom własnych uniesień, czy niewiedzący umysł, który tylko to zatwierdza, co mu tajemniczy instynkt podpowie? Gwałtownym zamachem, rzutem, który może pycha rozrośnięta na dziedzicznym ongi po ojcach dostatku, — rozpętała w ramieniu, cisnęła ów złom chleba prosto w ślepie pracownikowi ciemności.
Nie patrząc, chwycił go dłonią w powietrzu, w locie.
Nim upłynęło mgnienie źrenicy, odfrygnął w inne, z olbrzymiej ludzkiej gromady wyciągnięte ręce. W przerwie jednomomentowej, krótszej, niż myśl jakakolwiek, niż spojrzenie, którem pochód cieniów liczył i przemierzał, — od niechcenia, mimochodem, ni to odsapnięcie w pracy, tonem, który był wolny nawet od pozoru wzgardy i akcentu mściwości, rzucił jej z oddali słowo potępienia:
— Nigdy już więcej chleba nie dostaniesz.
Usłyszawszy ten wyrok, stwierdziła dla sie-