Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 106.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i przemocy cieleśnie zataczała, jak pijana. Jęk wymykał się z jej ust, choć zaciskała zęby i garścią dusiła gardło.
Jedyne, co ją wciąż od nowa podcinało, to jakby czyjeś nad uchem ciekawe zapytanie: czy też chłopiec żyje? Czy i jego nie opadły te same krosty? Czy go zastanie? Głębokie, sekretne, modlitwy, błąkające się w splotach uczuć, — tajne układy, porachunki, wypomnienia, obietnice, upadłe i na śmierć zaprzysięgły śluby, przelewały się samochąc w podmuchy ślepego buntu, w bezgłośne krzyki zdziczałej i wściekłej rozpaczy.
Gdy się dowlokła na jedno ze wzgórz, ujrzała w znacznem oddaleniu okolicę znajomą, a w nikłej mgle widnokręgu zarysy miasteczka, do którego dążyła.
Nareszcie!
Była już do ostatka wyczerpana.
Wymijając w pędzie szeregi wozów, przemknął z hukiem i porykiwaniem samochód, pełen oficerów w okularach podróżnych. Swąd benzyny i widok schylonych głów w urzędowych czapkach rzucił w duszę wędrującej kobiety zgoła inny gatunek wzruszeń.
Wspomnienie ohydne, lecz przesiąknięte zarazem zmysłową chucią, jak płomień zdradzieckiego pożaru, wionęło wszystkiemi jej żyłami. Łoskot kroków w głowie, echo sprężystów stąpań, pogłos piosenki: „A wiedz o tem, mój kochanku, że ja czekam na ciebie“… Śledziła oczyma spod spuszczonych powiek pojazd szybko niknący, mrucząc do siebie, z myślą o mężu.