Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co będzie dziś w nocy? — spytał mały Tumai.
— Jesteś tu, malcze? — zawołał Assamczyk — To dobrze! Tobie powiem, boś pokazał, co znaczy odwaga. Otóż dziś w nocy będzie bal słoni, a ojciec twój uczyni dobrze, jeśli założy podwójne łańcuchy.
— Co ty pleciesz? — ozwał się Gruby Tumai — Od trzech pokoleń z ojca na syna służymy przy słoniach, a nigdy nie słyszał żaden z nas, by tańczyły. Są to smalone duby i nic więcej!
— Oczywiście, wszystko wydaje się głupstwem mieszkańcowi równi, który nie zna niczego prócz wnętrza chaty swojej. Spróbuj tedy nie spętać tej nocy słoni, a przekonasz się, że mówię prawdę. Powiadam ci, sam na własne oczy widziałem obszerne miejsce w dżungli, gdzie tańczyć mają podobno słonie... Cóż u licha! — zaklął w tejże chwili — Ileż zakrętów ma ta przeklęta rzeka Dihang! Trzeba znowu iść brodem i zmuszać słonięta do pływania!
Na takich poswarkach i połajankach mijał im czas. Szli długo, wspinając się na wzgórza i brnąc przez rzeki, i dotarli wreszcie, wyczerpawszy oddawna cierpliwość, do prymitywnego bardzo obozowiska, przeznaczonego dla świeżo schwytanych zwierząt.
Tutaj poprzywiązywano je do pali, ciągnących się nieprzerwanemi szeregami, zaciągnięto łańcuchy łącznikowe, obejmujące tylne nogi i zgromadzono przed słońmi całe góry paszy. Potem kornacy-górale pod wieczór ruszyli z powrotem do Sahiba Petersena, nie