Strona:PL Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego 047.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do mnie! w kim jest zbawienia swej duszy ochota,
Dwadzieściam subtelnego lat wykładał Skota;
Na pamięć uczyłem się Tomasza Akwina,
Jeźlim go nie rozumiał, to nie moja wina.
Tak to zbytecznie w własnej sztuce zakochani,
Bezecni, lud gromadzą próżny, szarlatani,
Lud o swoje niedbały, cudzych spraw ciekawy,
Co dla zabicia czasu chce tylko zabawy;
Lud głupi, któremu to dawno powiedziano,
Że temu klaszcze w wieczór, komu gwizdał rano.
Inaczej postępuje sobie człek poczciwy,
Zawsze w sądzeniu swojem bywa sprawiedliwy,
A których w sobie widzieć nie może przymiotów,
Jeźli się w drugich znajdą, szacować je gotów.
Nim twórca górnych niebios wszechmocny, tchem dzielnym
Wieczną duszę w człowieku osadził śmiertelnym,
Rozmaitych rodzajów potworzył zwierzęta,
Orła z wzrokiem, żeby go słuchały ptaszęta,
Pawia, żeby roztaczał w tęczę ogon długi,
Wilka zaś dla rozboju, konia dla usługi,
Psa wiernego, by zwierze rączym krokiem ścigał,
I osła leniwego, by ciężary dźwigał;
I byka ryczącego, owieczkę beczącą,
Wdzięczną synogarlicę na puszczy jęczącą,
Którą, nie prawdziwego trzymając się zdania,
Do tych czas mieli ludzie za model kochania.
Człek dopiero instynkta każdego poznawał,
Imię im przyzwoite i prace nadawał.