Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 390.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzymanie się kilkugodzinne. Zatrzymujemy się na noc w stacyi omutyńskiej. Nie mogę zamilczeć, że wsie, im bliżej Tiumenia, tem większe, takie jak znaczne miasteczka. Pejzaż wogóle okropny, płaski jak stół; dopiero przed samem Jałutorowskiem, również okręgowem miasteczkiem, na chwilę zmienia się krajobraz: pokazują się pagórki, piasek i las sosnowy. Niebawem jednak kończy się i to, lasy wprawdzie pozostają, ale pagórków już niema; błota, bagna, trawska i sitowie są zapowiedzią blizkości Toboli, podobnej typem swych wybrzeży rzece Obi, owej ogromnej Obi, która tak sławnie brzydkie, płaskie, niezmienne aż do Oceanu Lodowatego ma wybrzeże. Zresztą czyż można na pejzaż uważać więcej, czyż można myśleć na takiej teledze, po takich wybojach i grudzie? Mój strażnik, znękany, kładzie się na piecu, ja na kanapie, i zasypiamy. Około północy wstaję, patrzę, czy strażnikowi nie lepiej? czyby wyjechać nie można? ani mowy, jęczy, kręci się biedaczysko. Będąc rozbudzony, idę na inspekcyę domostwa; w przedpokoju potknąłem się o coś miękkiego, na ziemi leżącego; to pisarz pocztowy, chłopię czternastoletnie, jasnowłose, jakoś poczciwie wygląda. Przepraszam biedaka, idę dalej. Na dworze ciemno, zimno, wiatr lodowaty wyje jak wściekły, niebo chmurne, mróz zelżał znowu. Wracam, kilka godzin znowu snu męczącego; sny jakieś dziwaczne, widocznie głowa przetrzęsiona.
Nareszcie budzi się świat. Nigdy chyba u nas, tem mniej na południu, tak smutnych, tak rozpaczliwych ranków niema, jak w tym biednym kraju. Słońce, jakby żałowało, że mu świecić wypada tak pustym, zimnym okolicom, leniwo, pomału, chmurami zakryte, powstaje. Świt długo, długo trwa, nim w dzień się przemieni; wieczorem niesłychanie długi zmrok — wszystko oznaki głębokiej już północy. Znowu wstaję; przy herbacie z owym młodym pisarczukiem rozmowę wszczynam. Nazywa się Nowicki, Polak, rodzice nędznie żyją w temże miasteczku: ojciec pieczeniem obwarzanków na życie zarabia, on, ten pisarek, 2 rs. miesięcznie pobiera, na ziemi przy schodach sypia i z jamszczykami jada, a to szczęście tylko do końca bieżącego roku go czeka, bo od Nowego