sprytnie postanowiono ze strony rosyjskiej nie zaniedbywać Chutukty, ofiarowano mu, prócz innych podarunków, aparacik fotograficzny. A że nie umiał go używać, więc podsunięto młodziuchnego fotografa, Rosyanina, który choć sam o bożym świecie ledwie wie, jednak dzięki swym znajomościom, z fotografa stał się przyjacielem Chutukty, i do owego Chutukty, którego nikt w świecie nie widuje, ma wstęp o każdej godzinie dnia, a za nim i cała idea rosyjska, która zdaje mi się polega na zjednoczeniu Mongołów, aby w danym razie ich użyć przeciw Chinom, a przynajmniej mieć pewność, że nie dadzą się przeciw Rosyi użyć. — Fotograf słowa po mongolsku nie umie, więc mu dano tłumacza, i jest on de facto rezydentem rosyjskim przy rzeczywistym królu mongolskim. Mongolia, po zawojowaniu przez swych władców Chin, została z cesarstwem połączona, pierwotnie jako panujący element; dziś, kiedy po mongolskich, dostali się znowu na tron rodowici chińscy cesarze (dynastya Ming), a po nich dynastya Mandżu, z dalekiej i zaniedbanej prowincyi — niechęć do Chińczyków jest tu ogólna, trochę z pogardą pomieszana, bo czasów Kublej-hana tu nie zapomniano, zwłaszcza że cztery wielkie rody książęce wywodzą się od rozmaitych tego wielkiego wodza potomków.
Nader mile spędzam tu już czwarty dzień pod doprawdy gościnnym i miłym dachem mego zacnego gospodarza. Dnie schodzą szybko, bo późno wstaję a wcześnie spać chodzę, chcąc odspać tyle nocy nieprzespanych; zresztą codzień coś nowego i ciekawego się widzi.
Raz był jarmark; kupcy chińscy wylegli z Majmaczynu (tak nazywają tu chińskie osady kupieckie), wielu Buryatów z kramikami; Mongoły czystej krwi, handlem nie plamią palców. Między stosami kapeluszy damskich i męskich, formy mongolskiej, wyrobu może europejskiego, małych zwierciadełek okrągłych, gdzieś w Niemczech lub Rosyi wyrabianych a bardzo pokupnych, skór kozich lub baranich, herbaty w cegiełkach, najgorszego gatunku, spotykam i produkt austryacki: