Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 301.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chińskich fal, bo te fale, które i na każdej dworskiej sukni się powtarzają, do rzeczywistych mało są podobne.
Po długiej jeszcze peregrynacyi, minąwszy kilka trzód wcale pięknych owiec — stajemy nareszcie na dość dobrze utrzymanej, kamiennemi płytami wykładanej drodze i przed bramą grobu głośnego reprezentanta dynastyi Mingów. Ogromny mur czerwono malowany, brama, ogród, portyk, znowu ogród, świątynia, w niej ołtarz z tablicą nieboszczyka, z jego imieniem historycznem (tj. przeznaczonem mu po śmierci). Znowu ogród, piękny chodnik kamienny prowadzi do jakiegoś ołtarza pod gołem niebem, a w końcu do samego mauzoleum. Ogromny budynek, gdzie korytarzem, jak na wieżę św. Piotra, tylko prostym, wychodzi się na wysokie, trzecie piętro. Tu dopiero kamień grobowy z napisem i galerya, z której rozległy widok. Wszystko wszędzie czerwono malowane. Odnajduję napisy znajomych, np.: »Torlonia — Roma«; naturalnie podpisuję się: »Sapieha — Polonia«. Ciekawa jednak rzecz, że niewiele imion europejskich, a może żadna polska stopa tu jeszcze nie była.
Po siedmio czy ośmiogodzinnej jeździe i zwiedzaniu, żołądek gwałtu krzyczeć zaczyna, jeść się chce okrutnie; więc wszystko rzucam i idę na tiffing, dziś bardzo skromny, który zjadam siedząc na kamiennej podłodze jednej z ogromnych hal stojących po dwu stronach bramy wchodowej. Naprzeciw mnie w kuczki dzieci stróża tych przybytków, mało apetyczne swym wyglądem, jak na cudo na mnie i moje jedzenie oczy wytrzeszczają. Niebo tymczasem zaciągnęło się bardzo ponuremi chmurami; obawa deszczu; zresztą już i niezbyt dalekiego wieczora, trzeba odjeżdżać. Na pożegnanie kłótnia z owym stróżem naturalnie, wiele mu mam dać! Ledwie dwieście kroków ujechaliśmy, gdy puszcza się deszcz, dalej ulewa straszna. W niespełna trzech kwadransach wszystkie drogi, rowy, zagłębienia w ziemi stały się potokami. Przyjeżdżamy nad jakiś prawdziwy potok, przed chwilą zapewne ledwo się sączył, teraz wezbrana, rwąca rzeka; co robić? W bród ani myśli; w jednem, drugiem, dziesiątem miejscu chcemy próbować — konie nie chcą. Coraz lepiej leje; pod