Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle wśród tego huku — cisza; słychać głosy i bieganie na pokładzie i dwukrotny świst alarmowy maszynisty, śruba przestaje funkcyonować! Wypadam na pokład — co się stało? Niemym ruchem pokazują, bardziej niż kiedy rozhukane morze. O Boże, bądź nam miłościw! człowiek w morzu — z pośród dwóch gór wodnych błysnęła mi jego głowa. Statek jednak, choć zatrzymano maszynę, pchany własnym rozpędem i falami, z przerażającą w takich chwilach szybkością oddala się od tego nieszczęsnego! Tej chwili w życiu nie zapomnę. Jakże się to jednak stało? Oto majtek jeden z wprawniejszych, wraz z drugim byli zajęci przy przymocowywaniu żagli, które choć na parowcu, zawsze w takich wietrznych chwilach rozpinają, dla łatwiejszego utrzymania równowagi. Nagle statek pogłębił się szalenie w przepaść między dwie fale, następująca fala przelała się ponad pokład — i owych dwu ludzi zniknęło. Jeden zatrzymał się przecież między sznurami, drugiego porwało morze. Oficer (Japończyk) pełniący służbę, widząc co się stało, z niesłychaną przytomnością umysłu, jedną ręką dał sygnał, stopp, maszyniście, a drugą ręką rzucił tonącemu obręcz ratunkową. Mimo to patrząc za nim, po kilku sekundach straciliśmy go z oczu. Tu, post festum muszę przyznać, że Japończycy zaimponowali mi swą zimną krwią. W największym ładzie i spokoju, mimo szalejącego żywiołu, ściągnięto natychmiast żagle; jeden wydrapał się na szczyt masztu, by szukać oczyma za porwanym, i statek począł się wracać. Po długich 10 minutach ujrzeliśmy tego biedaka o jakich 300 kroków — żył jeszcze, nie utonął! Nader zgrabnym ruchem samego tylko steru postawiono statek tak, że fale same tego biedaka powoli przyniosły ku nam. Po 10 minutach dalszych był on na pokładzie — i żywy. Ale tych dziesięć minut!
Nie mogąc spokojnie i bezczynnie patrzeć na ten obraz grozy, o jakiej pojęcia się niema, gdy się go nie widziało, począłem modlić się o ratunek dla biedaka i dla nas; bo morze doprawdy jakby wściekłe, że mu ofiarę wydzierano z paszczy, poczęło ze zdwojoną jeszcze siłą ryczeć, szumieć