Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrzucić i nie mogło, więc tylko podniosło, wypchnęło w górę; i tak powstała wyspa. Stąd ziemia trudna do obrobienia, bo pomału, w biegu wieków koral musiał wietrzeć i w urodzajną przemieniać się glebę, lud więc bardzo pracowity, rolnictwem, niegdyś i przemysłem się trudnił. A że klimat ciepły, zdrowy, bo wśród Oceanu Spokojnego się żyje — więc lud urósł z pomocą Boga w piękną, silną, czerstwą rasę. Przytem, jak każdy silny, jak każdy co daleko od innych ludzi urósł i nie miał sposobności gangreną drugich być zarażonym, tak ten lud spokojny, dobry, żyje dziś jeszcze życiem świata z przed lat tysiąca. Młody malarz, Austryak, Franz Neydhardt, którego wziąłem ze sobą, zrobił 54 zdjęć fotograficznych okolic, przez które w tych kilku dniach pobytu na wyspie Riu-kiu przejeżdżaliśmy; te lepiej odemnie powiedzą, jak kraj i ludzie wyglądają. Opisy wszelkie, choć może arcydzieła pióra, dają, według mnie, takie wyobrażenie o kraju nieznanym, jak krajobraz widziany przez szklankę napełnioną wodą. Widzi się, że tam coś jest z drugiej strony, ale co, jak to coś wygląda w istocie, o tem soczewka w formie szklanki wyobrażenia dać nie może. Tak też w opisach; regularnie się albo przesadzi, albo nie dosadzi, już choćby dlatego, że się w opisie wiele rzeczy, szczegółów, jako samo przez się rozumiejących się, nie podaje, a one często o istocie rzeczy stanowią. Pisząc romans, opisywałbym naturę; pisząc dziennik podróży, notuję tylko ogólninikowo wrażenia; przytem fotografie kupuję.
A teraz parę słów o moim pobycie w Riu-kiu. Dawno nie napękałem się tyle, co w czasie tego pobytu; mówię: pękałem, bo musząc śmiech wstrzymywać i kryć, pękałem istotnie w rzadkich chwilach, kiedyśmy byli sami. Biorą mię widocznie za austryackiego księcia krwi. Stąd gubernator, dowiedziawszy się o mojej obecności na terytoryum jego władzy podwładnem, wysłał natychmiast oficera straży bezpieczeństwa na powitanie mnie; przed hotelikiem japońskim, w którym mieszkaliśmy, stał nieustannie posterunek policyjny; dwóch urzędników, niby mówiący po angielsku