wygląda i dziko i malowniczo zarazem, takie na mnie to zrobiło wrażenie, nie wiem, co Ojciec na to powie.
Z tym listem fotografii nie mogę posłać, bo jeszcze nie gotowe. Miałem dotychczas trudności mnóstwo, a będę ich miał jeszcze więcej, to już przewiduję na pewno. Ale mniejsza z tem, to już rzecz Matki Najśw., która kieruje całą sprawą. Ja pewny jestem, że dopnę swego, t. j. czy ja, czy, gdybym ja umarł, to mój następca, to wszystko jedno, ale schronisko stanie, bo gdyby Matka Najśw. nie chciała go mieć, toby mnie była nie powoływała do tego. Ciągle tylko naprzykrzam się Najśw. Pani, żeby jałmużna nie ustawała nadchodzić, bo bardzobym nie rad przerywać roboty zaczęte. Niech Ojciec z łaski swej ogłosi w »Misyach katolickich« mój adres:
Misionaire Catholique Romaine
à Fianarantsoa Madagascar via Suez
żeby listy do mnie dochodziły prosto, a nie przez Tananariwę, bo to dłużej trwa. Ten adres to dla listów. Dla przesyłek zaś:
par Mananjary à Fianarantsoa Madagascar via Suez.
Mam w Bogu nadzieję, że już nie będę musiał zmieniać, t. j. odwoływać tego adresu, tak jak w przeszłym roku.
Nabazgrałem sporo, to prawda, ale już kończę, żeby drogiego Ojca nie zanudzać zanadto. Jak Bóg da doczekać, to z fotografiami nowy list Ojcu poszlę może również długi, żeby sobie wynagrodzić to długie milczenie. O moich nowych chorych, których tu mam, nic jeszcze nie piszę, bo dopiero się zaznajamiamy.