Zbierałem się już nieraz, żeby napisać do Ojca, ale nie mogłem się nigdy zebrać, zawsze coś przeszkodziło, jakby na umyślnie; jak nie jedno, to drugie, nie drugie, to dziesiąte, a koniec końcem, napisać nie mogłem. Na początku lipca miałem raz wieczorem zacząć pisać do Ojca, żeby módz list wysłać okrętem odchodzącym w połowie miesiąca, ale poczułem, że jakoś nie idzie w żaden sposób; dlaczego, sam nie wiedziałem, ale czułem się bardzo zmęczonym i myśli zebrać ani rusz. Nie wypada wprawdzie iść spać z kurami, ale siedzieć przy stoliku, żeby niby pisać i nic nie napisać, to lepiej dać pokój temu, tak też i zrobiłem, o 10–ej położyłem się. Niedługo potem, ni stąd, ni zowąd poczułem silną gorączkę i zaczęła mną febra trzepać nie na żart. Choć kilka dni z rzędu jadłem chininę jak ryż, ale nie wiele to pomogło, więc żeby czasu darmo nie tracić, poszedłem do infirmeryi w Tananariwie. Dzięki Bogu,