Choćże jej invidia więc czasem nałaje,
Przecię ona Polaka nigdy nie wydaje.
Choć pospolicie miewa zawiązane oczy,
Zyjmie czasem zasłonkę, bystro okiem toczy.
Kiedy już wojska nasze staną w sprawnym rzędzie,
Kiedy skoczyć na koniu każdy gotów będzie,
Tedy ona wprzód pocznie, a czasem hetmani,
A począwszy, do końca przy nas szczęsna pani.
Zda mi się o toś pytał, jeśliże we zbroi
Nie przykroby nam było, lub się kto nie boi
Szyszakiem ciężko twardym swoich skroni tłoczyć,
Albo z srogą kopiją na koniu poskoczyć.
Lub szablą i koncerzem dobrze się zakładać,
Albo dosiadłszy konia rostropnie wybadać.
Tedy świeże postępki mężnego rycerstwa
Łacnoć to pokazują, i biegłość żołnierstwa.
Widzę z powieści twojej, gospodarzu miły,
Przesławne wasze męstwo, i niemałe siły.
A pytać mi już więcej mało widzę po tem,
Bom też wprawdzie za morzem słyszał nieco o tem.
Słuchałem cię pilniuchno, ale mi się tak zdasz,
Że tu tylko ćwiczone żołnierstwo wspominasz.
Nie o tem rzecz, bracie mój, nie pytam ja o to,
Znam ja co miedź, co ołów, a co drogie złoto;
Wiem ja, że wy żołnierza walecznego macie,
Co go za pospolity grosz sobie chowacie.
Ale ja pytam o to, jeśliże z was każdy
Umiałby w boju pląsać, i był gotów zawżdy
Ojczyzny swojej zawsze mężną ręką bronić.
Jeśliżeby z krwawego boju nie chciał stronić.
Albo jeśliżeby mu nie przykre potrawy
Skrzepłe, albo na sobie nosić też przyprawy
Straszno ciężkie wojenne, leżeć pod namioty,
Na twardej karacenie, i przyjąć kłopoty,
I straż przykrą odprawiać w zimno i mróz srogi,
Albo mu nie czyniła huczna trąba trwogi?