Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 115.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedał ci przyjaciel co synaczek broi,
A gdziekolwiek przyjedzie, wszędy dziwy stroi.
Jemu się naprzód ozrzeć, jemu zacząć zwadę,
Jemu za sobą wodzić próżnych sług gromadę,
Jemu ceklatum chodzić, strzelać po próżnicy,
Będąc w mieście, po rynku, po każdej ulicy.
A tyś taką przestrogę niewdzięcznie przyjmował,
A coś miał podziękować, toś się czasem gniewał.
Bałeś się oń, posłać go na służbę żołnierską,
Na służbę najuczciwszą, w zabawę rycerską.
Mniemiałeś ty podobno, że to tam już zginąć,
A przy tobie mieszkając miało go to minąć.
Uważałeś niewczasy, wojenne kłopoty,
Przykrą straż, albo insze rycerskie roboty.
Mniemałeś ty podobno, żeby twoje ściany
Miały go złemu szczęściu ukryć od złej rany.
Żaden, żaden nieszczęściu nigdy nie ulęże,
By wszystkie na się pobrał tarcze i pawęże.
Otóż tu nie na harcu, nie w szturmie pod mury,
Nie w szańcach, nie na blankach, u wybitej dziury, —
Marnie zginął. A gdzież wżdy? U twego sąsiada,
W mili tylko od ciebie, — otóż twoja rada.
Ano jeśli Bóg raczył, niechby był tam zginął,
A po śmierci na wieki światu dobrze słynął.
Poczciwa śmierć, nie jest śmierć, ale żywot drogi,
Któremu nie zaszkodzi już źaden szwank srogi.
Bowiem sława poczciwa ustawicznie słynie,
Poki dzień dnia popycha, bystra woda płynie.
Cóż teraz za pamiątka jego śmierci będzie?
Przy kartach go zabito, będą mówić wszędzie.
Rozpustnik był, dla Boga, opieły, zwadliwy,
Ojciec mu wierę niepraw, prostak, choć sędziwy;
Bo go w wielkiej rozkoszy wychował przy sobie,
Ano rozkosz trucizną człowieku w tej dobie.
To tak co żywo na cię będzie narzekało,
A twe serce od żalu będzie się krajało.
A co więtsza, przed Bogiem na ostatnim sądzie,
Jako liczbę z niego dasz? jaka sprawa będzie?
Tam on na cię przed Bogiem skargę swą przełoży,
Źeś go swowolnie chował, nie miał nad nim grozy.