Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 061.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zabawiał wszytkich. Sylwan stojąc w skale ciemnej
Z drugimi Satyrami, uszu nastawiali,
A tak wdzięcznego grania i głosu słuchali.
Więc i Echo bogini, która w górach onych
Zdawna mieszka, i Nimfy, które w wodach słonych
Mają z łaski możnego Neptuna pokoje,
Twarzy ukazowały śliczne z wody swoje,
Słuchając wdzięcznych, które z cytrą śpiewał pieśni
Nasz Amfion słowieński, i Faunowie leśni
Po skałach wszędzie z krzaków gęstych wyglądali,
A tak wdzięcznego dźwięku cytary słuchali.
Wspominał pieśnią swoją rzeczy siła dawnych,
Jako Tebów dobywał Adrastus przesławnych.
Jak Polynices wieprza strasznego przykryty
Skórą, i lwa srogiego Tydeus niepożyty,
Mężnie sobie na wojnie tamtej poczynali,
I czego męstwem swojem tam dokazowali.
I inszych siła rzeczy też wspominał przytem,
Spiewając przy cytarze głosem znamienitym.
A śliczna Amfitryte na morzu pogodę
Uczyniła, i bystrą uciszyła wodę,
Na jego granie, i wiatr okrętom życzliwy
Dała. Król też rozkazał wznosić urodziwy
Białe żagle, na morze wielkie ze Szwecyi,
A co prędzej pośpieszać już do Sarmacyi.
Wyjeżdżając z Elznaben portu ostatniego,
Który nad samym brzegiem jest morza wielkiego,
Pożegnał się z królewną siostrą swą rodzoną,
Ciężkim płaczem i żalem wielce zasmuconą,
Który jej serce trapił z jego odjechania,
I z tak prędkiego z państwem ojczystem rozstania.
Król też nie bez wielkiego płaczu i żałości
Z nią się żegnał, i nie bez serdecznej ciężkości.
Tam kiedy już na wielkie morze wychodziły
Z Elzenaben okręty, boginie patrzyły,
Przy królewnie na skale tuż siedząc wysokiej,
Nad samym brzegiem wody baltyckiej, głębokiej,
Wzdychając: lecz grofowna nabarziej troskliwa
Między wszytkiemi była, i też frasowliwa.