Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 036.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nadziei żadnej niemasz, krzyk do Boga tylko,
Płacz z wzdychaniem od wszytkich, potem w godzin kilko
Począł do skał ryfejskich zaś wiatr ustępować,
A Neptun twarz swą śliczną z morza ukazować,
I Glaukus z Palemonem nadobnej urody;
Potem się uciszyły oceańskie wody.
Jednak w tej nawałności jeden okręt zginął,
Który na ślepą skałę w srogi szturm przypłynął,
W pół się prawie na ostrej okręt spadał skale,
Także ludzi zostało jednak kilko cale
Na jednej połowicy, drudzy potonęli,
I w przepaść głękokiego morza pogrążnęli.
Owe do skał elandskich przybiły bałwany,
Którym żywot cudownie jest od Boga dany.
Na tym okręcie matka dwóch synaczków mając,
Gdy już ludzie tonęli, sama się chwytając
Deszczki, na którejby swe zdrowie zachowała,
Syna jednego tylko do siebie porwała:
Drugi przed jej oczyma poszedł w głębokości,
I zaraz go porwały srogie nawałności.
Ktoby mógł wypowiedzieć smutek matki onej,
Kto żałość ze wszytkich stron tak barzo strapionej?
Niobe kiedy na swych śmierć dziatek patrzała,
Od płaczu okrutnego zaraz skamieniała.
I tobie się dziwuję matko żałościwa,
Żeś została od żalu tak wielkiego żywa.
Rybitwy co po skałach nad morzem mieszkają,
A żywność z samych tylko ryb obmyśliwają,
Usłyszawszy żałosny płacz i narzekanie,
I ustawne ku Bogu o pomoc wołanie,
Wsiadłszy na łodzi swoje onych ratowali,
Którzy na połowicy okrętu zostali.
A król się też tymczasem dostał między skały,
Od srogiej fale wolen, lecz insze zostały
Okręta u Gotlandu, pogody czekając:
Gdzie potem wiatr po sobie prawie dobry mając,
Podnieśli białe żagle, wtenczas gdy swojego
Tytona zostawiła zorza jedynego,