Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye serya trzecia 333.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I chociaż zaraz chrapnął prawowiernie,
I siedem długich godzin spał głęboko,
Ciekawość jednak kłuła go, jak ciernie,
Czy też odszukał książe modrooką?
Posępność pana drażni go niezmiernie.
„Przepadła!” mówi zgasłe jego oko.
„Zostaw mnie!” Ręką dał mu znak odprawy
I nie tknął nawet cybucha, ni kawy.

Kultura była wówczas w Astrachanie
Dosyć pierwotną i żadna depesza
Nie mogła ścigać tej, co niespodzianie
Z sercem monarchy w lasy gdzieś pośpiesza;
Policya, która raport zdać jest w stanie,
Jak trawa rośnie — milczy; szpiegów rzesza
Nie może trafić na ulotne ślady
Cnej Mofetuzy oraz Kankrelady.

W miarę szukania jednak to zdarzenie
Poczęło dziwnym odmianom podlegać;
Pogłoska leci z wiatrem, jak płomienie,
By nowe kłamstwa po drodze zażegać.
Kobiety zwłaszcza wpadły w uniesienie
Domysłów: Kto też mógł do zamku biegać?
Cichą nadzieję żywiły piękności,
Że zajmą wakans, tak godny zazdrości.