Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye seria pierwsza 038.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamęt, ścisk, trwoga... lud tłoczy się krzyczy,
Pomnaża ciżbę zastęp niewolniczy,
Który, jak zwykle, dzień publicznej klęski
Już brał za odwet krzywd swoich zwycięski...
— Gniew bogów, choćby nawet gniew kamieni,
Ma sprzymierzeńców, gdzie są uciśnieni.
Rzuca miękkiego triclinium wygodę
Lelius, wpół ledwo utrefiwszy brodę;
Klisten wybiega, zdyszany, bez wieńca;
Lucynie braknie kupnego rumieńca;
Tryfoniusz opak chlamidę nakłada;
A wszyscy krzyczą: biada! biada! biada!...
Eheu! eheu!... o Jowiszu grzmiący!
Rozmarszcz brew swoję, która bogi kruszy,
I wskaż, jakiemi ofiary dymiący
Ołtarz ci podnieść?” —
                    Tak modlą się w duszy
Obywatele Romy; strach przygina
Kark, choćby twardy, jak kark Rzymianina.



∗             ∗


II.


— „Do ksiąg sybilskich pośpieszcie kapłany,
Wróżby zpod klamer dostańcie dwunastu
I w nich czytajcie, czem zagraża miastu
Cud ten złowrogi, cud ten niesłychany?