I pójdą rzesze za mną, gdziekolwiek je powiodę. I nazwą śmierć zwycięstwem, a rany balsamem,
A choćby hufce one padły i pomarły, chwałę moją śpiewać będą, a pieśń ta zmartwychwstaniem ich będzie.
I będzie imię moje: Naprą wca i Odnowiciel.
I rzucą się ku mnie rzesze, niezrodzone jeszcze, i świat nowy w imię moje budować będą.
A choćby padło dzieło ich i zginęło, a oczy ich nie oglądały szczytu budowania, imię moje hasłem podawać sobie będą.
I będzie imię moje: Rozwiązujący i Wyzwalający. I wszelka przedemną kaźń otwarta i skrócona będzie, a zdeptany stopą Zeusa podniesie głowę w słońcu.
Jak pali!
Do mięsa, do żywej kości przegryza się przez skórę. Ale nie puszczę. Ręki z ogniem z zanadrza nie wyjmę. Obaczyćby mógł Zeus, pogoń wysłać za mną.
Jak pali!
Czuję swąd skóry własnej i skwierczenie ciała... Prędzej, prędzej! Do siedzib ludzkich prędzej! Nim ujrzy mnie Helios i doniesie Panu, będę już daleko, daleko!
Słupem ognistym, zatloną pochodnią dobiegnę kresu mego. Z oddechu mego uczynię rzecz, która pali się i świeci. Duch mój w ciele mojem będzie, jak płomień w alabastrze zamknięty. Alabaster pęka... pęka ciało moje...
Ogień wieków mocny jest i nieugaszony.
Błogosławię ciebie, męko moja! Trzykroć i trzykroć trzy błogosławię ciebie!
Tak cierpię, że aż omdlewam z rozkoszy cierpienia...