Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 154.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Polko! słyszałam zbożowych lir szumy:
Jak łan był długi i jak był szeroki,
Za tchnieniem wiatru, srebrnymi potoki
Płynęły pieśni i echa i dumy,
Pełne łez, które wzbierały, jak fala,
Kołysząc maków płomyki z korala,
I opadały mdlejące, jak rosy,
Na modre kwiecie i na złote kłosy.
A w pieśniach owych słyszałam rój pszczelny,
Jako z kapelą na łąki wylata,
W chórze poranku rozgłośny, naczelny...
Słyszałam, jako w przednowek drży chata
Od pisku dziatwy głodnej i od łkania
Kukułek i od słowiczej piosenki...
Słyszałam jakieś płacze, jakieś jęki
Fletni, co z piersi chłopiąt biorą głosy,
I zawodzące od fujarek grania
Dąbrowy mokre i pochrzęsty kosy
I oddech ziemi tej, co się obleka
W białość róż, w gazy błękitne strumieni
I tak się wschodem jutrzenki rumieni,
Jak gdyby na niej nie było człowieka
I łez, i — echo porywa mi słowa —
Poznałam, że to była nasza mowa!

Polko! słyszałam nocy twojej ciszę...
— Dziś jeszcze chwytam ją uchem i słyszę,
I wiem, że choćby ziemi całej gwary
Przyszły ogłuszyć mnie, ja w serca głębi
Odróżnię szmery miesięcznej kotary,
Przez którą gwiazdy, jak stado głębi,
Nakrytych siecią z srebrnych nici, drżały,
Lub przebijały się, jak złote strzały...
Słyszałam w ciszy tej, jako do morza
Szły rzeki nasze i nasze strumienie,
Jako nad niemi leciało westchnienie —
I drżała jakby wielka litość boża...