Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 216.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwinął się w sobie i przycisnął ranę,
Z której buchnęły długo wstrzymywane
Czarnej krwi strugi... zachwiał się, rękoma
Chwytając próżnię przed sobą... na czole
Śniada mgła śmierci osiadła widoma...
Oczy zagasły... Pasując się z skonem,
Zerwał się jeszcze, zatoczył półkole
I cisnął we mnie skrwawionym kindżałem
I trupa tego, którego dźwigałem,
Przeszył na wylot żelazem czerwonem.
Był to ostatni cios tej dzikiej dłoni...
Jak stał, tak runął u nóg mych z łoskotem;
A twarz przedśmiertną łuną mu się płoni,
Potem sinieje, potem blednie, potem
Robi się sztywna, przeraźliwie biała...
I skonał nizam, szepcząc: »Ałła!... Ałła!...«