Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 203.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I drży i parska, przecież jeźdźca słucha...
O! śpiesz, Scypjonie! o, śpiesz! Niech widomie
Zagości bóstwo w zrozpaczonej Romie,
Niech ją prawicą wyciągnioną strzeże!...
Już tłumy ludu zaległy wybrzeże,
Jak przypływ morza hucząc niecierpliwe...
Augur z dala wzniósł czoło sędziwe
I rzekł: »O ludu! tyś na całym świecie,
Jak mąż potężny, a słaby — jak dziecię!« —

Walerjus Falton o wspaniałej brodzie,
Którą w senacie podczas obrad gładzi,
Orszak Rzymianek dostojnych prowadzi,
Przodując zacnie w poważnym pochodzie.
Gdy statek piersią z brzegami się zetrze
I krzyk radosny rozegrzmi powietrze,
Domowych ognisk kapłanki te czyste
Z pokładu wezmą bóstwo tajemnicze
I nieść je będą w miasto wiekuiste,
Rąbkiem szat białych zakrywszy oblicze...

Tłum dech wstrzymuje. Patrz! prosto, jak strzała...
Płyną tu... widać już żagle i wiosła...
Mglista flotylla mknie, jak gdyby rosła,
W oczach tężeje i nabiera ciała.
Już na pokładzie dojrzeć może oko
Młodzieńczą postać smukłą i wysoką —
To Scypjon!


V.

Cóż to? — Opodal jak kwiatek,
Rzucony w wodę w zadumy godzinie,
Drobna, perłowa koncha, lekko płynie,
Jakiś nieznany, wiotki, nikły statek...
Numid zsiwiały na żarach pustyni,
Numid na wietrze gorącym spalony,