Na Prehybie łzy z opalu
Zbierać o zaraniu!...
W niźnie szare już nie wrócę,
Z orłami polecę...
Z mgły przepaściom mosty rzucę,
Wzrokiem je rozświecę,
Mchy, stóp ludzkich nieświadome,
Zgniotę w srebrne ślady.
Pójdę, gdzie błyski znikome
Wschód rozpala blady;
Skąd ucieka, bijąc w skały,
Potok rwący, dziki,
Pójdę — będą mi śpiewały
Brzęczące kamyki;
Rozbłękitni się nad wodą
Widnokrąg daleki,
Górskie echa chór zawiodą,
Zaszumią smereki.
W przepaść rzucę bóle ziemi,
Myśl skąpię w lazurze;
Z obłokami słonecznemi
Rozbłysnę się w górze.
Róg mi dajcie, róg pastuszy —
Pieśnią się zabawię...
Niech połowę tęsknej duszy
W górach tu zostawię!
Pod moją chatą Dunajec biały
Dziwną pieśń śpiewa, bijąc ze skały.
Srebrne jej tony po żwirze pleszczą,
Mienią się w tęczę — jak w harfę wieszczą,