Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 302.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak insi nuż się obłapiać w te pędy...
Mazur, nie Mazur, wszystkie parachwije
Za jedno! Nikto nie słucha komendy,
Krzyk z krzykiem, słowo ze słowem się bije,
I nie tak sobą rodzeni się cieszą,
Jak my, we światach tych, swojacką rzeszą.

Zaczem się zwarli w kupę. Jezu Chryste!
Jakże nie buchniem duszą, by ukropem!
Jak o ziem czapy nie runą rzęsiste!
Jakże się w bary nie chwyci chłop z chłopem,
Jak nie zajarzą te lica sierdziste
We łzach! To wiera[1], że prędzejbyś czope,
Onego źródła, co bije z pod ziemi,
Zatkał, niż serca te, ze łzami temi!

Wielka to rzecz jest ta pospólna dusza,
Co ją ojczysty zagon w naród wszczepił,
Że jest rodzący, jak jabłoń, jak grusza,
Jaednaki owoc, jak żeby kto lepił!
Pomyśleć tylko... Co u paralusza!
Chlebam nie łamał z tobą, wodym nie pił,
A niech cię, chłopie polski, gdzie obaczę,
Razem i radość mam, i razem płaczę.

I zaraz mi się po kościach obzywa
Ten praojcowy ród, ta ziemia, macierz...
Hej, niechaj człek się i skóry wyzbywa,
Jedna mu dusza z bracią, jeden pacierz!
Rozerwie-li kto? Aliści, jak żywa,
Zrasta się miazga we pniu, choć go zaciesz
Siekierą w sam rdzeń, przez biele, przez kory,
I spólnym majem zakwita swej pory.

Zaczem po placu pojrzę. Czworobokiem
Stały tam wozy, w półkoszki, w półdraby[2];

  1. Wiera (stp. i gw.) — zaprawdę, rzecz pewna.
  2. Półdraby — dwie drabiny na wozie; jedna jest więc półdrabą.