Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 10 202.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A dziwną sprawą stało się to Bożą,
Iż padło z piersi najcichszej — prostaka,
Z ust najcierpliwszych, co gdy się otworzą,
To chyba piskiem duszonego ptaka.
Tak najranniejszą Bóg obświetla zorzą
Te ubożuchne, nie tego łepaka...
Pokorne dusze i dusze pasterzy
Wiedzą, gdzie przyszłość w żłobeczku swym leży.




IV.


Nie wszystko ja tu powiadam zkolei,
Ale to tylko, co sobie rozpomnę.
Więc nie wiem, czyli chociaż cień tej kniei
Z słów moich padnie na czasy potomne.
— Tak gdy w wieczornych zórz złotej zawiei,
Wojsko żórawi przepływa ogromne,
Za wróble je ma wzniesiona powieka,
Iż rzecz się mieni z wielkiego daleka.

Jać tylko oto przygrywam piosenkę,
Za wyprzednika jestem i za posła...
Zaś przyjdą, którzy mają lepszą rękę
Niż moja, co jest twardego rzemiosła;
Ci śpiewać będą pracę tę i mękę,
I będzie światem ogromna pieśń rosła,
Z której ten naród polny, te prostaki,
Wylecą w słońce, jako krwawe ptaki.

Tedy się echem rozlegnie po światu
Huk siekier, gromem bijących w te knieje,
I zdeptanemu podobne zaś kwiatu
Zamysły duszne nasze i nadzieje...
Ociec synowi, abo i brat bratu
Powiadać będzie: — «Słysz, co się to dzieje!» —