go. Mówiono więc z tego powodu, że książę nie zachowuje rozejmu, zwłaszcza, że ludzie książęcy z zamków kruszwickiego, brzeskiego, przedeckiego i innych, w ciągu niewielu wspomnianych dni, złupili srodze dobra kościołów gnieźnieńskiego i władysławowskiego, oraz ziemiańskie.
W piątek, w ostatni dzień miesiąca lipca, czcigodny ojciec Zbilut z rodziny Pałuków[1], biskup władysławowski, od kilku lat już dotkliwie cierpiący na paraliż w ręce i nodze, w lewej części ciała, szczęśliwie w Panu zasnął w zamku swym w Raciążu[2]. Zmarły ten biskup wielce ozdobił dosyć kosztownemi gmachami dobra swojego kosciola i przezornie zostawił swojej kapitule obfite skarby w naczyniach srebrnych i złotych dla upiększenia kościoła i stołu biskupiego, w szatach pontyfikalnych do służby bożej, oraz w księgach i pieniądzach, — więcej niż wszyscy jego poprzednicy. Zamek w Starym Władysławowie[3], domy i dwory w Sobkowie i w Górze pod Gdańskiem na nowo z cegły wybudował, zamek zaś raciąski, przebudowawszy w nim dom, zaczął opasywać murem, lecz zaskoczony śmiercią pozostawił go nie ukończonym.
Po jego śmierci, krewni jego[4] przyprawili kościół o wielkie straty. Pogodą umysłu i hojnością wyróżniał się on z pośród wszystkich innych biskupów; na różnych zjazdach biskupów i książąt świeckich występował z wielką przystoj-