Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy nadeszła godzina wypłaty, szepnąłem Walkerowi, że idę zabrać swoje rzeczy, więc żeby wytłumaczył mię przed panem Quinion, że nie mogę czekać na pieniądze.
I wyszedłem.
Rzeczy musiałem zabrać z dawnego mieszkania, ale postanowiłem złożyć je na poczcie, aby zostały wysłane do Duwru. Adres miałem już napisany, trzeba go było tylko przylepić do kuferka. Na nieszczęście kuferka sam nie dźwignę, muszę koniecznie znaleźć kogoś do pomocy.
Rozglądając się wkoło, spostrzegłem na rogu ulicy wysokiego chłopaka z pustym wózkiem ręcznym. Spojrzałem na niego badawczo i nieśmiało, minąłem go i znowu zawróciłem, zdecydowany żądać od niego pomocy.
Zauważył to widać i powziął jakieś podejrzenie.
— Czego się kręcisz tutaj, oberwusie? — przemówił do mnie ostro. — Czy masz zamiar co ściągnąć?
— Niech się pan nie gniewa — odparłem spokojnie — szukam kogoś, ktoby mi przewiózł kuferek na pocztę.
— Czyj kuferek?
— Mój naturalnie, ale mogę za to zapłacić tylko sześć pensów.
— Chodźmy — rzekł długonogi — zobaczymy!
I zaczął iść tak szybko, iż zaledwie mogłem nadążyć.
Wbiegliśmy na górę, porwał mój kuferek, nim zdążyłem przylepić adres, umieścił go na wózku i już był daleko, nim znalazłem się na ulicy.
Dogoniłem go wreszcie i prosiłem, żeby przystanął na chwilę. Spojrzał na mnie, jakgdyby się namyślał. Chciatem wyjąć z kieszeni adres, lecz wypadło mi pół gwinei. Wziąłem ją prędko w usta i rozłożyłem papier na kuferku. A wtem chłopiec tak mocno uderzył mię w brodę, że wypuściłem z ust pieniądz, który upadł na kamienie.
W mgnieniu, oka chłopiec go podniósł i krzyknął na mnie groźnie.
— A co! Skradłeś? Wiedziałem. Pójdziesz do policji.