Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bułkę z masłem i wypił duży łyk kawy, potem zaczął znów czytać, jakby nie wiedział o mnie.
— Życie przynosi codzień radość albo smutek, moje dziecko — mówiła dalej. — Wszystko zmienia się ciągle. Czy wszyscy byli zdrowi, kiedy wyjeżdżałeś z domu?... Czy mama była zdrowa?
Zadrżałem i milczałem, patrząc na nią z jakąś niepojętą trwogą.
— Bo właśnie dziś się dowiaduję, że mama... jest bardzo chora...
Jakaś mgła zasłoniła mi twarz pani Creakle, poczułem łzy na twarzy.
— Mama jest bardzo chora — powtórzyła — niebezpiecznie chora...
Wiedziałem już, co powie.
— Mama umarła...
Pani Creakle była dla mnie bardzo dobra. Cały dzień zatrzymała mię u siebie, głaskała mię po głowie, całowała w czoło, przynosiła dobre rzeczy do jedzenia, ale nie umiałem jej nawet być wdzięczny. Płakałem i płakałem, aż zasypiałem zmęczony i znowu się budziłem, aby płakać. Kiedy nie mogłem już płakać, zaczynałem myśleć o swojem nieszczęściu i wtedy było mi jeszcze okropniej. Czułem taki ciężar na sobie, że go unieść nie miałem siły.
Myślałem o domu, pustym i cichym bez mamy, gdzie nigdy nie zobaczę jej postaci i nie usłyszę głosu: myślałem o cmentarzu i grobie mamy obok ojca, między drzewami, gdzie jest tak cicho, zielono i smutno; myślałem o braciszku, który umarł także. A potem ogarnęła mię dziwna świadomość wyróżnienia między chłopcami: uczułem się osobą wyjątkową, na którą wszyscy zwracają uwagę.
Kiedy po południu chłopcy pracowali w klasie, wyszedłem na podwórze i błąkałem się między nagiemi drzewami. Mój żal i ból był szczery i bardzo głęboki, a jednakże sprawiało mi pewną przyjemność, że koledzy cie-