Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze nie — wyjąkałem bardzo cicho.
— Jeszcze nie? No, to poznasz mię niedługo! — zaśmiał się szkaradnym śmiechem.
— Jeszcze nie? No, to poznasz mię niedługo! — powtórzył mój dozorca głośniej.
Domyśliłem się wtedy, że jego obowiązkiem było powtarzać głośno słowa dyrektora, kiedy mówił do chłopców.
— Dowiesz się, kto ja jestem! — szepnął znowu, zakręcając nieszczęsne ucho, aż mi łzy stanęły w oczach. — Jestem Tatar!
— Jestem Tatar! — głośno powtórzył odźwierny.
— Jeśli powiem, że tak być musi, to będzie! A jeżeli powiem, że co zrobię, to zrobię! — szeptał dalej. — Chociażbym miał połamać zęby psu wściekłemu!
— Psu wściekłemu! — powtórzyło głośne echo.
— Nie mam żony ani dzieci, jeżeli się sprzeciwiają mojej woli — sapnął głośniej. — To nie moja żona i dzieci! Moja wola to prawo. Pełnię swój obowiązek!
— Obowiązek.
Pani Creakle przyciskała chusteczkę do oczu, a miss Creakle płakała, zasłoniwszy twarz rękami. To mię przerażało, ale i dodawało odwagi. Nie czułem się już tak samotny.
— Teraz precz z nim — sapnął pan Creakle i odwrócił się w stronę stolika.
Człowiek z drewnianą nogą wskazał mi drogę ku drzwiom, lecz ja mimo całego strachu nie ruszyłem się z miejsca i, zebrawszy odwagę, przemówiłem:
— Panie...
— Co? Co? Co to znaczy? — zaszeptał pan Creakle pochylony, jakby chciał rzucić się na mnie.
— Proszę pana — powtórzyłem cicho, lecz stanowczo — ja żałuję bardzo tego, co zrobiłem, i chciałem prosić, żebym mógł zdjąć już ten napis, zanim chłopcy przyjadą.
Nie wiem, czy mię pan Creakle chciał przestraszyć, lecz z takim strasznym rykiem zerwał się z fotela, że uciekłem