Strona:PL Karol Bołoz Antoniewicz-Poezyje 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu działał cuda wymową swoją, ściągając nieraz kilkunastotysiączne tłumy na misye odbywane po wsiach i miasteczkach; jednając sobie serca ludu, który swą miłość i uwielbienie zamknął w jedném prostém imieniu „poczciwego“, którém nazwał apostoła swego i pod jakiém pamięć jego długo żyć będzie w stronach gorliwą pracą uświęconych[1].

Z wiosną 1852 r. podobneż misye i z podobnymże skutkiemr ozpoczął w W. Ks. poznańskiém[2], gdzie téż wkrótce do nowych prac i poświęceń otworzyło mu się pole. Któż nie pamięta téj strasznéj plagi, jaka w tym roku nawiedziła polskie ziemie, tysiącom wydzierając życie, tysiące okrywając żałobą? Okropna klęska cholery srożyła się i w poznańskiém, urągając usiłowaniom najbieglejszych lekarzy. Ks. Antoniewicz bawił właśnie w Kościanie i tam oddał się cały na posługi nieszczęśliwych. Odwaga i poświęcenie jego były bez granic; we dnie i w nocy pracował bez wytchnienia z całém natężeniem siły ducha, którą wspierał i krzepił upadające w nadludzkiém wy-

  1. Misyje odbywane na Szląsku pod przewodnictwem ks. Antoniewicza rozpoczęły się w Piekarach niemieckich, gdzie do spowiedzi przeszło 60,000 przystępowało. Następnie odprawiły się misyje w górach tarnowskich, Woźnikach, Biskupicach, Mysłowicach, Cwiklicach, Pszczynie, Toszku i Bytomiu. Wszędzie pomimo niesposobnéj pory, gdyż był to właśnie czas żniwa, napływ ludu był tak wielki, że kościoły objąć go nie mogły i nabożeństwa odbywały się pod gołém niebem. W ciągu każdéj z tych misyj, odprawiającéj się zazwyczaj przez tydzień, bywało po 8 do 10 nauk dziennie, a lud trwający wiernie pomimo deszczu i upałów letnich, nie mógł jeszcze nasycić się słowem Bożém opowiadaném w mowie jego ojczystéj, polskiéj, którą wśród najnieprzyjaźniejszych okoliczności przechowuje dotąd z rozrzewniającą miłością jako jedyną lepszéj przeszłości spuściznę, i po skończeniu jednéj misyi całemi kompaniami spieszył na drugą.
    Łatwo sobie wyobrazić, jakiéjto gorliwości wymagało zadośćuczynienie tak silnie rozbudzonym potrzebom religijnym. Podołali téj pracy księża misyjonarze wsparci uczuciem miłości bliźniego, która podwajała ich siły i do coraz nowych pobudzała poświęceń. A pomiędzy nimi odznaczał się ks. Antoniewicz nietylko niezrównaną gorliwością, niepospolitą wymową, pełną świętego ognia i prawdziwie ewangielicznéj prostoty, ale oraz wyłącznym a niepojętym darem jednania sobie serc ludzkich. Sam widok jego, sam dźwięk głosu już poruszał i rozrzewniał zgromadzone tłumy garnące się do niego z taką czcią, miłością i ufnością, jak gdyby na czole jego jaśniała widna każdemu oku aureola świętości, znamię Boskiego jego posłannictwa. Gdy przez tłumy ludu ks. Antoniewicz przeciskał się do kazalnicy, wznosiły się zewsząd głosy wdzięczności i uwielbienia; matki podnosiły ku niemu swe dziatki prosząc, aby je pobłogosławił; każdy cisnął się, aby ujrzeć zbliska drogie oblicze Poczciwego, tak go powszechnie zwano, lub przynajmniéj dotknąć się kraju szaty jego. A święty kapłan, im więcej dowodów czci powszechnej odbierał, tém więcéj się uniżał, tém głębiéj upokarzał przed Bogiem, jemu jedynie przypisując cudowne niemal skutki swych prac apostolskich.
  2. Pomimo że duchowieństwo, obywatele i lud w wielkiém księstwie poznańskiém powitali z uniesieniem misyjonarzy, na których czele stał kapłan owiany urokiem świętości, znany z nauki, wymowy i gorliwości, misyje napotykały tutaj na wielkie przeszkody wynikające z miejscowych stosunków nieprzyjaznych katolicyzmowi. Po wielu zabiegach i staraniach odbyła się nareszcie misyja w Krobi najpomyślniejszym uwieńczona skutkiem. Ożywienie religijnego ducha, pojednanie zaciętych nieprzyjaciół, powrócenie krzywd i kradzieży, usunienie wielu zgorszeń, oto owoce nauk głoszonych wymownemi usty księży misyjonarzy, którym sami protestanci najchlubniejsze oddawali świadectwa. Cokolwiek bądź, misyje szły ciągle oporem wstrzymywane i opóźnione pod rozmaitemi pozorami. Zaledwie zdołano uzyskać pozwolenie na odbycie misyj w Krzywinie, Kościanie, Niechanowie i Raszkowie. Téj ostatniéj jednak zabroniono, pomimo że już zebrało się mnóstwo ludu, pod pozorem cholery, któréj pierwsze wypadki zaczynały się pojawiać na granicach Wielkopolski. Wybuchnęła téż wkrótce ta straszna plaga z całą siłą, a misyjonarze rozbiegli się po kraju, wspierając pomocą swoją duchowieństwo miejscowe i dając wszędzie przykłady największego poświęcenia.